Niezadowolenie narasta wśród miejscowych, mój Panie – rzekł bojaźliwie poborca podatkowy. Skurczony, mały, powyginany człowieczek, posturą, kolorem skóry i unoszącym się odorem przypominający bardziej fantazyjnie rozdeptanego płaza niż istotę ludzką. Wygląd taki świadczył o wysokim statusie urzędnika – ostatecznie tylko bogate rody miały wystarczające środki by wychować kalekę i zrobić zeń urzędnika cesarskiego na środku oceanu piasku, jakim były przepastne pustynie Al-Rajnu. Jasna cera gwarantowała, że obarczony nią człowiek, dużo więcej czasu spędza w rikszy i w cieniu pałaców, niźli na suchym powietrzu, omiatanym morderczym słońcem, które miejscowych, dożywających więcej niż 20 wiosen, oznaczało wyglądem wyschłego daktyla.
Nie odgrywaj mi tu teatrzyku, Sziraz – wycedził Bartholomeus XII, pan i władca na zamku w Wellen, Wielki Mistrz Zakonu Galantei, etc. etc. Twarz miał smutną i siną. Brzydką i powykrzywianą, choć nie mniej dostojną, niż twarz dowolnego, najprzedniejszego młodzieńca w całej Arrakis. Skrzywiony zgryz był znakiem pochodzenia z dalszej, zapomnianej odnogi linii cesarskiej, którą właściciele tegoż nie omieszkiwali się za każdym razem chwalić, choć raczej w otoczeniu mniej znamienitych gości, wszak na cesarskiej elicie, takież akty mimowolnego wywyższania, nie robiły większego wrażenia.
Król zmrużył oczy, przenosząc wzrok z kupy łajna, zagracającej jego salę audiencyjną, na rozpościerający się z okna wspaniały widok na Wellen, u podnóża jego posiadłości. – Oczywiście, że niezadowolenie narasta. Mój imperator żąda od mych poddanych zbyt wiele.
– To trudne czasy… Ale jego Imperatorska Mość… – zaczął urzędnik – Dość tego. Nie sądzisz chyba, że Jego Królewska Mość będzie z Tobą dyskutował o polityce swego pryncypała? Kto cię nauczył manier? – syknął Haon, królewski klucznik, który niczym pies, posłusznie warował u stóp swego pana i wyręczał go we wszystkich momentach, gdzie należałoby podnieść głos, ale nie wypadało. Cesarski urzędnik schylił się w pas, rękami wykonując aluzję do posypania głowy popiołem. – Mój Panie, wybacz mi moje nieodpowiednie zachowanie, oczywiście przekażę Jego Imperatorskiej Mości Twą prośbę o zwolnienie z części Trybutu ze względu na niekorzystne warunki pogodowe. Susza. Imperator. Trybut. – podszeptywał mu do ucha implant podświadomej kalkulacji.
Bartłomiej nieświadomie mocniej skrzywił szczękę, gdy jego drogocenne sensory wykryły słowa implantu Sziraza. To oczywista bzdura – pomyślał. Imperator będzie dalej grał na zwłokę i rozpowiadał te bzdury o obowiązku zachowania suwerenności korony, gdy w praktyce wszystko o co się tu rozchodzi, to prywatne, rodzinne porachunki. Tylko kto rozwiązuje rodzinne porachunki przy pomocy wielotysięcznych armii? Rzucił pytaniem w eter, choć poczuł, że nawet implanty wbudowane w podstawę jego czaszki, warte pi-razy-oko kilka wsi lennych, na krótką chwilę zagotowały się, nie pojmując do końca owej bezprzedmiotowości pytania. Wypuścił z siebie powietrze ze świstem – To ja jestem niezadowolony, Sziraz, bardzo niezadowolony, Imperator nie dotrzymał danego mi słowa, mimo tego, że ja do tej pory honorowałem wszystkie dane mu obietnice. Przekaż Jego Imperatorskiej Mości, że Galantea nie wyśle mu trybutu za ten miesiąc, bo nie ma mu już z czego go zapłacić.Lud nie ma czego jeść, a Jego Imperatorska Mość postanowił iść na bratobójczą krucjatę. Zaczynam zastanawiać się, czy postawiłem w tej wojnie na właściwą stronę konfliktu.
Młody Bartholomeus XIII przyglądał się odgrywającej się scence, zasiadając u prawicy swego drogiego wuja. Jego obecność podczas audiencji pozostawała w dużej mierze, poza jego bezpośrednimi sługami, niezauważona dla postronnych. Dynastia Bartłomiejów od jedenastu generacji właśnie w taki sposób nauczała swych najmłodszych członków o subtelnej sztuce przewodzenia sprawami Zakonu. Gołym okiem dostrzegał w swym wuju niechęć, więc ewentualne sprzężenie implantów przy pomocy sieci, by potwierdzić to założenie, nie miało większego sensu. Delfin był dobrym obserwatorem, co najprawdopodobniej odziedziczył od dalszej części rodziny, jeszcze mniej powiązanej z bezdzietnym wujem, niźli ten oto tu cesarski skryba. Ostatecznie, to nie za prostą szczękę włączono go do dynastii.
Płacenie trybutu, wbrew temu co myślał jego wuj, nie miało swej wyłącznej podstawy w dokarmianiu wielotysięcznej armii. Chodziło o osłabienie najsilniejszych graczy. Imperator chciał skonsolidować w swym ręku więcej władzy, ale nie tylko kosztem krnąbrnych członków rodziny, a i zagrażających mu lenników. Dlatego nie dopuści do nieopłacenia trybutu. Dlatego cesarski urzędnik dostaje właśnie implantem polecenia wprost z pałacu cesarskiego. Dlatego mój wuj zginie w mroku historii, zaprzepaszczając dokonania swego poprzednika. Ale Delfin nie ma prawa do mieszania się w politykę Królestwa. Od niepamiętnych czasów, zabrania mu się nawet dawania aluzji do bieżącej sytuacji politycznej. Koniec jest więc przypieczętowany i nieunikniony. W ten, czy też inny sposób.
Imperator pochyli się nad Waszą sprawą. – rzekł Sziraz, po czym wstał, i wycofał się tyłem w kierunku wyjścia, nie unosząc głowy. Akurat – sprzężył się Król do Delfina. Czerwone słońce wschodziło na godzinę 12. Nadchodził czas pośniadaniowej, obowiązkowej drzemki Królewskiej.
Zza kotar bezszelestnie wysunęła się służba z długimi, ozdabianymi kijami, które odpowiednio zmontowane, przebudowywały tron w praktyczną lektykę. Kije błyskawicznie trafiły do odpowiednich dziur technologicznych i w moment rośli, hebanowi młodzieńcy wynieśli króla z sali audiencyjnej. Był to zarazem ostatni raz, kiedy widział żywego wuja. Dalsze wydarzenia niniejszego dnia, nadały mu przydomek, a przynajmniej w świadomości Arrakijczyków, czarnego.
Dodaj pierwszy komentarz